piątek, 1 lipca 2011

30. Miarka - odsłona VI

Od samego rana leje (nie pada tylko leje jak z cebra). Nawet nie poszliśmy na zakupy bo w taką pogodę to i przysłowiowego psa się nie wygania z domu. Dobrze, że jakieś zapasy jedzeniowe jeszcze w domu są. Zaraz nastawiam drożdże na chleb, bo chyba na kolację kupnego chleba nam braknie.
Młodszy zasnął a ja razem z nim. Ale na szczęście starszy mnie obudził, bo coś mu się w komputerze "zepsuło". No to już nie zasnęłam tylko usiadłam przy krośnie. I skończyłam tygryska.
Niech sobie bryka na miarce na zdrowie :)

1 komentarz:

  1. śliczny tygrysek. Dobrze, ze mamy swoje hobby to pogoda nam nie straszna

    OdpowiedzUsuń