piątek, 26 grudnia 2014

274. Święta, święta......

..... i po świętach.
W tym roku szybko zleciały. Przygotowania były intensywne, ale za to święta minęły spokojnie i naprawdę odpoczęłam. Nawet od robótek (nie myślałam, że jest to możliwe).
Miałam wielkie plany dotyczące ozdób choinkowych i jak zwykle nic z nich nie wyszło. Z całej siatki styropianowych kul nie powstała ani jedna bombka (kule zostaną na przyszły rok), ale zrobiłam kilka ozdób na klockach. Planowałam więcej, tylko czasu brakło. Jestem zadowolona, że zrobiłam chociaż tyle :)


niedziela, 7 grudnia 2014

273. A Spring Beauty

Dużo czasu minęło od dnia, w którym postawiłam pierwszy krzyżyk. Znalazłam też pierwszy wpis dotyczący tej pracy. Wydawało  mi się, że zaczęłam ją później, ale tyle czasu minęło, że mogło  mi się pomylić. Wg wpisu wynika, że pierwszy krzyżyk został postawiony 5 sierpnia 2011 roku. To 3 lata, 4 miesiące i 2 dni temu. Ostatni krzyżyk postawiłam dzisiaj.
Długo to trwało, ale i wiele innych prac powstało w tym czasie. O braku przerywników nawet nie marzę, bo przy moim uwielbieniu dla wielu technik rękodzielniczych pozostanie przez dłuższy czas przy jednej jest niemożliwe. A to niestety wydłuża czas do skończenia zaczętej pracy.
Ale wreszcie skończyłam. Praca jest już wyprana i wyprasowana. Pozostało jedynie zamówienie odpowiedniej ramy.
Zdjęcie z lampą, więc kolory są rozjaśnione (czy u Was też już od 2 tygodni jest wciąż pochmurno?)


 Mogę się więc bez wyrzutów sumienia zabrać za kolejną większą pracę. Tym razem będzie to HAED wraz z mniejszym przerywnikiem, który koniecznie muszę mieć na już :)
A i kolejny goldenek czeka w kolejce. Muszę się spieszyć z haftowaniem, bo na wszystkie 3 prace mam już kupioną mulinę.

piątek, 28 listopada 2014

272. Przeprosiny ;)

Coś mi ostatnio nie idzie pisanie postów. Ciągle brakuje mi czasu. A w pracowni dużo się dzieje. Tak dużo, że nie ma czasu na wyjęcie aparatu i zrobienie zdjęć. Ale z okazji mocnego postanowienia poprawy postanowiłam Wam dzisiaj coś pokazać.
Przeprosiłam się z haftem płaskim. Od wielu lat nie wykonywałam nic w tej technice aż nadszedł moment, żeby to zmienić.
I powstała taka oto torebeczka,

Powstała, bo była potrzebna. A do czego? O tym w kolejnych wpisach :)

I nie wiem czemu tak długo nic w tej technice nie robiłam skoro jest taka przyjemna. Najwyższa pora to zmienić. Trzeba przeprosić się na dłużej :)


czwartek, 13 listopada 2014

271. Szyje się :)

Ostatnio zanudzałam Was haftowaniem, więc dla odmiany dzisiaj coś innego.
Postanowiłam wreszcie uszyć coś dla siebie. Ale jeszcze nie zdradzę co to będzie. Niech pozostanie tajemnicą do ukończenia :)


Pochwalę się przy okazji nową gazetą, jaką uraczyła nas Burda.

Może nie wszystkie modele są powalające, ale coś można znaleźć dla siebie. Na pewno coś z tego numeru uszyję jak tylko zaopatrzę się w odpowiednie tkaniny :)

piątek, 7 listopada 2014

270. Przyodziewek dla Prometeusza

W wolnym czasie nie tylko kończę goldenka. Również trochę szyję. Okazję do ekspresowego szycia dała ostatnio pani od polskiego ze szkoły Starszego. W ramach omawiania na zajęciach mitów greckich, zadała dzieciom pracę domową - dobrać się w grupy i przygotować inscenizację wybranego mitu. Tak więc dziecię moje zostało wybrane na Prometeusza a ja musiałam mu przygotować jakiś przyodziewek. Na szczęście został mi spory kawałek satyno-tafty kupionej na lambrekiny (tak, lambrekinów na blogu nie było - zapomniałam, ale obiecuję poprawę :) ) i w tempie ekspresowym powstał strój.





Przedstawienia się odbyły, ale pani od polskiego ich nie widziała, bo akurat tego dnia nie przyszła do pracy. Za to podobały się nauczycielom, którzy byli na zastepstwie.
Mam nadzieję, że po powrocie pani dzieci dostaną zasłużone oceny, bo przygotowanie wszystkiego (scenariusze też pisały same) zajęło bardzo dużo wolnego czasu.

poniedziałek, 3 listopada 2014

269. Druga ręka

Moja Piękna może teraz pomóc mi w haftowaniu, gdyż ma już obie ręce (do tej pory patrzyła tylko z wyrzutem, że się niesamowicie guzdram). Mam nadzieję, że na 4 ręce praca pójdzie szybciej.
Bardzo mnie już kusi nowy wzór, na który mam już kanwę i mulinę, tylko krosno jest wciąż zajęte.


niedziela, 19 października 2014

268. Goldenek - prawie koniec.

Posiedziałam ostatnio przy krośnie i efekt widać. Już niewiele mi zostało do końca - tylko wąski pasek na samym dole. Szkoda, że zamiast haftować muszę pracować ;)


wtorek, 7 października 2014

267. Festiwal koronki klockowej - Bobowa 2014

Od wielu lat wybierałam się na ten festiwal i zawsze coś mi wypadało i nie mogłam pojechać. W tym roku wreszcie się udało. Wsiadłyśmy z koleżanką do samochodu zostawiając domy pod opieką panów i nastawiając się jedynie na koronki i nic więcej. Na szczęście pogoda dopisała i nie padało :)
Wyjechałyśmy wcześnie rano, żeby mieć więcej czasu na oglądanie, podziwianie i to co kobiety lubią najbardziej, czyli zakupy (oczywiście koronkowe).
Sala nieco nas zaskoczyła. Nie wielkością a swoją małością. Cały festiwal był w jednym pomieszczeniu. I nie była to hala targowa, niestety. Stoiska były nieco stłoczone, ale "dzikich tłumów" nie było, więc dałyśmy radę obejrzeć zaprezentowane prace. Oglądanie zaczęłyśmy od koronek, które zostały laureatkami konkursu. Nie wiem, czy wystawione były tylko laureatki czy wszystkie prace zgłoszone do konkursu. Brakowało mi tej informacji. Ale i tak było co podziwiać:












Pozytywnie zaskoczyło mnie pokazanie koronek nie tylko jako bielizny stołowej ale jako dodatek do odzieży, jako biżuteria, wachlarz czy szopka.

Prace były wykonane starannie i widać było tę subtelność i delikatne piękno.

No to teraz trochę o stoiskach. Osobiście najbardziej podobało mi się stoisko Rosjanek.

Prace były niesamowite i wprawiały w zachwyt. Nie ukrywam, że spędziłam tam najwięcej czasu miło rozmawiając z Rosjankami. Chociaż rozmawiałyśmy w innych językach udało nam się dogadać (nie ma to jak ręce - zawsze pomogą) chociaż nieco mnie zasmucił fakt jak dużo zapomniałam nie używając języka rosyjskiego od wielu lat. Rosjanki były bardzo otwarte i chętnie pokazywały niuanse splotów użytych w wykonanych przez siebie koronkach.

Zachwyciły mnie również prace Słowaczek.

Ale zdziwiłam się, gdy podczas rozmowy jedna z pań wyciągnęła "spod lady" cudną serwetę, żeby pokazać jak wygląda w rzeczywistości wzór, który u niej kupowałam. Okazało się, że prac miała więcej, bo stoisko miało być większe. A tu organizatorzy zrobili niemiłą niespodziankę i na powieszenie wszystkich prac miejsca zabrakło. Szkoda, bo prace miała piękne i było co podziwiać.
Piękne koronki prezentowała również Belgia:



Polskę reprezentowało stoisko z Bobowej i p.Jadwiga Węgorek z Krakowa. Niestety nie zrobiłam zdjęć, tak jak i innym zagranicznym stoiskom - za bardzo się nakręciłam oglądaniem i rozmowami a także wybieraniem wzorów i liczeniem pieniędzy czy mi wystarczy na zakup wszystkiego co mi się spodobało ;)

Po obejrzeniu koronek i wydaniu prawie wszystkich pieniędzy na nici i wzory poszłyśmy na obiad. Na szczęście przy sąsiednim stoliku usiadło bardzo mile małżeństwo, które też przyjechało na festiwal i dowiedziałyśmy się, że jest jeszcze jedna wystawa koronek w starym kościele. Po obiedzie zamiast wracać do domu, poszłyśmy więc na poszukiwanie owego kościoła. Na szczęście nie był daleko.

Kościół mnie zachwycił.


Uwielbiam stare kościoły. Są bardzo klimatyczne i czuć w nich dusze dawnych czasów.
Oczywiście koronki prezentowane w kościele też musiałam sfotografować :)



Oprócz prac klasycznych były również nowoczesne formy i zabawa z łączeniem różnych materiałów. Chociaż nie gustuję w tego typu pracach, to kogut mnie zachwycił kunsztem wykonania.

Nie pogardziłabym również taką ozdobą:
Do sukien balowych akurat :)
Do kompletu było również lusterko:

Z wyjazdu jestem bardzo zadowolona i mam nadzieję, że pojadę tam jeszcze w kolejnych latach.

A skoro była beczka miodu to teraz kolej na łyżkę dziegciu.
Koronka klockowa nie jest popularna w Polsce. Ciężko kupić przybory (moje pochodzą z Czech), nici i wzory. Jadąc tam, nastawiona byłam na kupno wzorów. Myślałam, że jeśli będziemy je kupować (a tanie nie były, oj nie) to osoby je projektujące będą zmotywowane do dalszej pracy.
Prawie na każdym stoisku coś kupiłam. Nie ominęłam oczywiście Polek. I niestety polskie wzory były najgorszej jakości - krzywe, niedbale zaprojektowane, właściwie nie nadają się do wykorzystania. Każdy wzór trzeba rysować samemu od nowa. Czemu cudzoziemki swoje wzory mogły zrobić bardzo dobrej jakości a Polki nie? Wzory Rosjanek były rysowane ręcznie - syzyfowa praca. A wszystko równiutkie co do milimetra.
Bardzo to smutne, ale od Polek już na pewno nic nie kupię, bo poczułam się oszukana. Wyrzuciłam pieniądze w błoto. Kupując na szybko nie da rady sprawdzić wszystkiego dokładnie - ogląda się pobieżnie (głównie zdjęcie gotowej pracy) przyglądając się szczegółom dopiero w domu.
Po festiwalu dowiedziałam się, że w poprzednich latach wyglądał zupełnie inaczej a z roku na rok jest coraz gorzej i coraz mniej wystawców przyjeżdża. Widząc, że w tym roku miejsca było tak mało, że panie trzymały swoje prace w torbach na podłodze zamiast powieszone na ścianie, zrobiło mi się wstyd za organizatorów. Taka impreza, do tego międzynarodowa powinna promować ten rodzaj rękodzieła. Miałam jednak wrażenie, że akurat na tym organizatorom zależy najmniej. Obawiam się, że w przyszłym roku znowu będzie mniej wystawców. A do czego to doprowadzi w kolejnych latach?
Ech, zobaczymy. Na szczęście zakupionych wzorów do kolejnego festiwalu mi wystarczy. To przecież taka żmudna robota ;)






środa, 1 października 2014

266. Nowy projekt

Na FB spontanicznie powstał pomysł, by zorganizować SAL HAED. A że od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem wyhaftowania jakiegoś HAEDa to był to dla mnie wyśmienity pretekst, żeby wreszcie plany wprowadzić w życie. SAL rusza dzisiaj i będzie trwał tak długo jak będzie trzeba.
A za co się zabieram? Za planowany od dawna ekran kominkowy, do którego wybrałam ten wzór:

Będę potrzebowała dopingu, bo projekt jest bardzo duży i wybrałam na niego kanwę 18'.

Czas start!

poniedziałek, 22 września 2014

265. W telegraficznym skrócie

Prawie miesiąc nie pisałam na blogu. I nawet nie wiem kiedy to zleciało. Czas biegnie stanowczo za szybko.
Ale przez ten miesiąc sporo się działo również na polu robótkowym.
Zapisałam się na SAL, w którym mamy haftować wzory HAED. SAL rusza w październiku, więc staram się skończyć w miarę szybko Goldena, gdyż obawiam się, że haftowanie dwóch kolosów jednocześnie nie jest dobrym pomysłem. Patrząc na zdjęcie, które pokazywałam ostatnio widać, że sporo przybyło, chociaż do końca jeszcze dużo brakuje.

Sporo czasu zajęło mi również szycie. Wraz z koleżankami z Krynoliny urządziłyśmy dziewiętnastowieczny weekend na który trzeba było uzupełnić garderobę.
Powstała więc halka sznurkowa

i sukienka domowa uszyta na podstawie oryginalnego wykroju z 1827r.

Po więcej szczegółów dotyczących szycia zapraszam na drugi blog a ja wracam do pracy. Miłego dnia wszystkim życzę :)

środa, 27 sierpnia 2014

264. Koniec wakacji

Lato się kończy, pora pomyśleć o nowym roku szkolnym. Nie wiem czy wszystkie dzieci tak mają, ale moje mają zwyczaj sporo rosnąć w czasie wakacji. Z tego powodu okazały się potrzebne nowe spodnie galowe do szkoły, bo ubiegłoroczne dziwnym trafem okazały się za krótkie. Na szczęście w chomiczych zapasach znalazł się potrzebny materiał (który Pan Mąż kupił sobie ze 3 albo i 4 lata temu na garnitur i do tej pory nie doszedł z nim do krawca - myślicie, że zauważy brak kawałka? A może całkiem o tym materiale zapomniał? Fajnie by było, bo mam wielką ochotę uszyć sobie z niego kostium do pracy).
Spodnie klasyczne garniturowe. Kolor ciemnogranatowy (tak samo koszmarny w fotografowaniu jak czarny).

Nie cierpię prasowania męskich spodni, szczególnie jeśli mają kanty. A może pora na zakup nowego żelazka? Niby dobrej marki, ale swoje lata już ma (dostaliśmy je w prezencie ślubnym). Możecie polecić jakiś ciekawy model? Jakoś wypadłam z obiegu jeśli chodzi o rynek żelazek. A może kupić stację parową?

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

263. O tym się nie mówi - to się nosi - cz.3

Była już koszulka, na nią zostały założone pantalony i gorset. Pora więc na kolejne części bielizny.
Kolejnym elementem do założenia jest turniura. Turniury były różne. Ja wybrałam wersję poduszkową. Wiedziałam, że będę w niej jechać samochodem, pomyślałam więc, że będzie wygodniejsza niż konstrukcja z fiszbinami (do tej pory pamiętam jazdę samochodem w krynolinie - nie było to łatwe i przyjemne).
Turniura składa się z 2 płaskich poduszek naszytych jedna na drugą. Na górnej poduszce naszyłam falbanki dla zwiększenia efektu kuperka oraz dla ozdoby.

Wiązanie jest zrobione ze wstążki - w rzeczywistości nie błyszczy tak jak na zdjęciu.

Na poduszki zakładana jest halka. Z boku posiada rozcięcie a w pasie ma wciągnięty sznureczek. Halkę uszyłam prostą, żeby była bardziej uniwersalna. Mam zamiar wykorzystać ją jeszcze do innych strojów. Widać już, że z tyłu zaczyna być widoczny kuperek.
 Jako, że halka ma być uniwersalna, to ma dopinany na guziki tył - ten jest do sukni do tańca, czyli bez trenu. W przyszłości mam zamiar uszyć turniurę spacerową z trenem, więc halka dostanie drugi tył - do trenu właśnie.

Na powyższy komplet bielizny (uzupełniony o pończochy, pantalony i gorset, których nie dałam rady założyć na manekina) założyłam sukienkę. Dolna część składała się z 3 warstw, górna na szczęście tylko z jednej. A gdy to na sobie nosiłam był ponad trzydziestostopniowy upał.
To już chyba wiadomo, dlaczego damy w owych czasach tak często mdlały?
I jeszcze jedna uwaga. Jeśli damie upadła chusteczka dżentelmen musiał ją podnieść - w tym całym ekwipunku schylenie się po coś co leży na ziemi graniczy z cudem ;)

Mam nadzieję, że kiedyś uszyję inny komplet bielizny - bardziej ozdobny. Falbanki zabrały mi tyle czasu, że na zdobienia już mi go brakło. Wszystko było szyte bez korzystania ze ściegu zygzakowego.

sobota, 23 sierpnia 2014

262. O tym się nie mówi - to się nosi - cz.2

Pantalony, czyli protoplasta dzisiejszych majtek. Nie miałam oryginalnego wykroju, więc radziłam sobie jak mogłam łopatologicznie.
Skroiłam tak jak współczesne spodnie, skracając je odpowiednio. Oczywiście nie mają zaszewek ani zapięcia z przodu. Trzymają się na tasiemce zawiązywanej w talii. Dołem wykończone zostały tą samą koronką, która jest przy koszulce. W koronkę wciągnięta została wstążeczka, która jest ozdobą i jednocześnie reguluje dolny obwód nogawki do obwodu nogi.

 Pantalony uszyłam z bardzo delikatnego batystu, musiałam więc zabezpieczyć brzegi. Maszyny do szycia do prawda w owych czasach już były, ale miały tylko jeden rodzaj ściegu - stębnówkę. Coś trzeba było zrobić z brzegami tkaniny, a ścieg zygzakowy oczywiście odpadał. Brzegi zostały więc schowane.

Do dzisiaj trwają spory rekonstruktorek, czy koszulka była noszona na pantalony, czy też w owe pantalony była wpuszczana ;) W sumie nie wiem jaka to różnica - i tak wszystko zakrywa halka (o halce będzie w kolejnym poście).


Jeśli macie ochotę poczytać o gorsecie, to zapraszam tu. Gorset nie jest mojego autorstwa, więc na tym blogu o nim pisać nie będę.


c.d.n.

wtorek, 19 sierpnia 2014

261. GK

Czas tak szybko biegnie. Lato dopiero się zaczęło a już się kończy. I chociaż mija pod znakiem szycia, to i przy krośnie udało mi się trochę posiedzieć. Co prawda o wiele mniej niż bym chciała, ale kolejna partia krzyżyków została wyhaftowania i jest coraz bliżej do końca. Ostatnio postępy nad haftem pokazywałam na początku czerwca i wstyd mi się zrobiło, że przez dwa miesiące przybyło tak mało. Ale dłoń już widać całkiem dobrze.


poniedziałek, 11 sierpnia 2014

260. Złote Popołudnie

W sobotę w pałacu Goetzów w Brzesku odbył się dziewiętnastowieczny piknik. Nie mogłam opuścić takiej imprezy :) Piknik był w klimatach historycznych i steampunkowych.
Pogoda dopisała a pałac w słońcu prezentował się pięknie.

Po przyjeździe i przebraniu się w kostium zostało niewiele czasu na robienie zdjęć, bo grafik atrakcji był bardzo napięty.




 Po pobieżnym obejrzeniu ogrodu trzeba było szybko biec do pałacu, gdyż Krynolina miała swoje 5 minut - poproszono nas o występ. Zdecydowałyśmy się na pokaz bielizny dziewiętnastowiecznej. Każda z nas prezentowała bieliznę z innej dekady.



Potem trzeba się było przebrać bo czekały na nas kolejne atrakcje.
Byłyśmy również głodne, bo pora zrobiła się dość późna (w zasadzie obiadowa) a my nie zdążyłyśmy nic zjeść. Rozłożyłyśmy więc koce, żeby się posilić.




 Nie było nam jednak dane popiknikować. Otoczyli nas fotografowie, pani z kamerą, oraz osoby, które chciały z nami porozmawiać. W trakcie pikniku poproszono nas również o wzięcie udziału w pokazie mody historycznej. Trzeba było więc wszystko szybko sprzątnąć i z powrotem udać się do pałacu, robiąc w między czasie na szybko kilka zdjęć.




 Po pokazie mody w pałacu zapalono światła i ogłoszono otwarcie balu.


Ponieważ pani z kamerą koniecznie chciała abyśmy udzieliły jej wywiadu, na bal wbiegłyśmy spóźnione (trzeba było się przecież jeszcze przebrać)

Emocje i ciasne gorsety powodowały omdlenia

 Ale wszystko skończyło się dobrze i w wyśmienitych humorach na zakończenie wieczoru zrobiłyśmy mini sesję zdjęciową.



 To był cudowny wieczór :)
Szkoda, że kolejne Złote Popołudnie dopiero za rok.