Wreszcie doczekałam się urlopu. Piękne okoliczności przyrody sprzyjają robótkowaniu. Dobrze, że w biegu pakowania wrzuciłam do torby 2 motki włóczki. Dobrze, że wrzuciłam, ale źle, że tylko dwa. Do tej pory na wakacjach miałam tyle zajęć, że na robótki i tak nie było czasu, ale tym razem moje młodsze dziecko stwierdziło, że zabawa z innymi dziećmi jest fajniejsza od zabawy z mamą. No i niespodziewanie zostałam obdarowana czasem na dzierganie. A na plaży dzierga się fajnie, chociaż chyba za dziwoląga robię, bo zauważyłam jak jedna pani zrobiła mi z ukrycia zdjęcie.
Włóczki wystarczyło na kawałek bluzeczki. Resztę skończę w domu (jeśli znajdę chwilę czasu na dzierganie).
Z nadmiaru wolnego czasu odwiedziłam chyba wszystkie stragany z mydłem i powidłem, czyli chińskim badziewiem. I coś kupiłam.
Ciekawa jestem co widzicie na tym zdjęciu? Normalny człowiek chyba widzi obrazki. Ja niestety nie. Ja widzę jedynie ramki, które mogę wykorzystać do oprawienia swoich haftów. Mąż się na mnie bardzo dziwnie popatrzył jak zobaczył z czym wróciłam do pokoju. On też zobaczył jedynie obrazki. A obrazki były tanie, więc nie można było przegapić takiej okazji. Inna sprawa, że dość długo musiałam szukać dobrze zrobionych ramek. Większość miała krzywo zamontowane wieszaczki. Tak więc kupiłam te z dobrymi wieszaczkami nie zwracając uwagi na zawartość owych ramek.
Jak to w nadmorskich miejscowościach, jest też dużo straganów z tanimi książkami. Upolowałam coś robótkowego :)
Do domu jeszcze nie wracam a włóczka mi się skończyła. Jak ja wytrzymam z nadmiarem wolnego czasu? Pasmanterii tu nie ma. W okolicznych miejscowościach również, więc nic sobie nie kupię. Mąż zaproponował, że mnie do Gdańska zawiezie, żebym sobie coś kupiła. Zważywszy na odległość i koszty benzyny to by była chyba najdroższa włóczka jaką kiedykolwiek kupiłam ;)
A ja mam nauczkę. Włóczek i im podobnych należy zawsze zapakować więcej niż się potrzebuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz