niedziela, 2 marca 2014

240. Ultra czy mrok? - czyli perypetie z szyciem empirki

Dłuższy czas temu pomyślałam, że fajnie by było uszyć sobie empirkę. Tylko jakoś okazji brakowało. Ale przy okazji innych zakupów kupiłam sobie gotowy wykrój (no bo po co się męczyć, skoro są gotowce?)

Wykrój sobie leżał i leżał i leżał, bo jakoś znowu tej okazji do uszycia brakowało.
Aż tu latem okazało się, że będzie organizowany bal historyczny i sukienka empirowa będzie idealnie pasować. Zamówiłam więc tkaniny i czekałam na kuriera ciesząc się z balu i obmyślając ubiór w szczegółach.
Kurier przyjechał. Ale jak rozpakowałam paczkę to mina mi zrzedła. Przysłali mi nie ten kolor, który zamówiłam. Akurat tego, który zamówiłam mieli za mało, więc dali inny w podobnym kolorze. Podobnym. Podobny to on może i był, ale na pewno nie do tego, który zamówiłam. W dodatku wybitnie nie mój kolor. Gdyby to był bal haloweenowy to w sukience w tym kolorze bez charakteryzacji za zombie mogłabym robić, no ale okazja była zupełnie inna. A tak swoją drogą to przydarzyło się Wam coś takiego podczas zakupów? Mnie niestety już 2 razy. Textilmar ma dziwne zwyczaje. Zamiast zadzwonić albo napisać, że nie mają zamówionej i opłaconej z góry tkaniny, dają coś innego w tej samej cenie.
Tak więc na szybko musiałam wymyślić coś innego. W trakcie tego myślenia Młodszy mi się rozchorował, więc już nie musiałam myśleć o szyciu, bo było wiadome, że na ów bal nie pójdę.
Wykrój schowałam do szuflady i o empirce przestałam myśleć. Do czasu. Po Balu Szkockim stwierdziłam, że w krynolinie nie tańczy się za dobrze - empirka jest wygodniejsza, bo zajmuje mniej miejsca w secie. No i zaczęłam myśleć. Ale tym razem zamierzałam podejść do szycia na spokojnie i wszystko dokładnie zaplanować. Zaczęłam zbierać zdjęcia i zrobiłam szczegółowy projekt sukienki. Oczywiście nic nie zaczęłam szyć, bo przecież bal będzie dopiero latem, więc czasu jest jeszcze bardzo dużo.
A tu jakiś tydzień temu dostałam zaproszenie na Ostatki w stylu Jane Austen. Takich okazji się nie przepuszcza, więc trzeba było na szybko uszyć empirkę z tego, co miałam w domowych zapasach.
Wyciągnęłam zapomniany wykrój i mina mi nieco zrzedła. Jak się przyjrzałam konstrukcji, to stwierdziłam, że mogę sobie z niego co najwyżej koszulę nocną uszyć. On tylko przypominał empirkę, koło prawdziwego wykroju nawet nie leżał.  A że zakup oryginalnego historycznego wykroju też sobie odłożyłam na później (ale tu raczej z przyczyn finansowych i trudności z zakupem oryginalnej książki) znowu musiałam radzić sobie sama (a czasu malutko zostało).
Po przejrzeniu stosu Burd padło na ten wykrój:

Oczywiście nie przypomina on empirki, ale jest dobrą bazą do przeróbek.
Zaopatrzona we wszelkie przyrządy i pomocnicę zaczęłam przerabiać wykrój.


I tutaj zaglądających na blog rekontruktorów poprawnych historycznie proszę o zaprzestanie czytania albo zaopatrzenie się w meliskę, tudzież inne środki na uspokojenie ;)
Pierwszy krok w stronę mroku  - nie miałam w domu zbywających metrów jedwabiu naturalnego. No akurat tak się złożyło, ale na przyszłość postaram się takowe zapasy w domu posiadać - czy ktoś się zgłasza na sponsora? ;)
Pierwszy punkt w stronę ultra - należało całkowicie zmienić kształt dekoltu z przodu i z tyłu.
Drugi punkt ultra - w oryginalnej sukience był suwak, więc musiałam nieco zmienić konstrukcję, bo w czasach empirek suwaków jeszcze nie wynaleziono
Kolejna rzecz - cięcia francuskie. W oryginalnej empirce takowych nie było. Moja sukienka miała się składać z 2 warstw. Postanowiłam zostawić je w podszewce (rekonstruktorzy w tym momencie jęczą, bo to drugi punkt w stronę mroku), a przerobić w części wierzchniej (trzeci punkt za ultra) Jak widać - rękawy również zostały zmienione.


Kolejna rzecz to szwy ramienne. W czasach empirek były znacznie niżej niż dzisiaj, więc musiałam je przenieść (czwarty punkt dla ultra).


Zapięcie z tyłu. Niewiele jest zdjęć tyłów oryginalnych strojów. Znalazłam tylko jedno, na którym sukienka była wiązana sznurkiem a na plecach było rozcięcie przez które hulał wiatr. Nie wiem czy wersja z guzikami jest poprawna historycznie, więc nie daję sobie ani minusa ani plusa - no, może mały plusik za brak suwaka ;)
Trzeci punkt za mrokiem - sukienkę szyłam na maszynie (co prawda maszyny do szycia były już w XIX wieku, ale chyba nieco później)
Piąty punkt dla ultra - wykończenie jest ręczne. Wszystkie szwy wykończyłam lamówką, którą podszywałam ręcznie. Ozdobna tasiemka również jest naszyta ręcznie.

Ale zostawmy górę. Trzeba jeszcze uszyć dół.
Zostało mi całkiem sporo szyfonu, a że nie planowałam z niego szyć nic więcej, postanowiłam dać go w całości.
Spodnia warstwa dołu uszyta jest z kawałka koła (pomyślałam, że jeśli zrobię ją z prostokąta i zmarszczę pod biustem razem z szyfonem, to będę wyglądać jak w ciąży.
Ostateczny efekt moich zmagań wygląda tak:
I jeszcze kilka szczegółów:


W sumie sukienka nie jest zła i mam nadzieję, że kolejna będzie lepsza.




o ile znajdzie się sponsor na zakup jedwabiu ;)


P.S.
Impreza była rewelacyjna !!!! Niech się schowają współczesne dyskoteki ;)

7 komentarzy:

  1. Piękna wyszła! Ja tam ultrasem nie jestem, więc nie gniewam się za punkty w stronę mroku :P Nie od razu Kraków zbudowano i sama wyznaję metodę małych kroków: każda kolejna sukienka ma być bardziej historyczna, niż poprzednia :)

    Czekam na relację z Ostatków. Szkoda, że nie mogłam być :/ W ogóle, najchętniej chodziłabym na zajęcia z tańca dawnego. Niech otworzą jakąś filię szkoły w Kato :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Relacji raczej nie będzie. Całą imprezę przetańczyłam a o robieniu zdjęć przypomniało mi się już po imprezie. Zrobiłam tylko kilka zdjęć osobom obecnym na sali i nie zapytałam czy mogę wrzucić na blog.

      Usuń
  2. Ślicznie! :) Podobają mi się pół-przezroczyste rękawki i rozcięcie z przodu. Z tymi wykrojami jest koszmar. Wczoraj trafiłam na idealny (jak mi się wydawało) wykrój na żakiet do tiurniury, opisany szczegółowo w calach. Tylko że w niektórych miejscach ta sama odległość została opisana jako jeden cal, a gdzie indziej jako cztery o_O I na odwrót - widocznie dłuższe od innych linie miały ponoć tyle samo długości. Poddałam się i posłużyłam się wykrojem pięć lat wcześniejszym. I potwierdzam, te z Burdy świetnie nadają się do kombinowania i przeróbek!

    Serce mi się kraja, że nie dotarłam na imprezę (zwłaszcza, że do salki mam jeden przystanek -_-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że Cię nie było. Liczyłam na Twoją obecność.
      Żakietu ciekawa jestem bardzo i mam nadzieję, że niedługo go zobaczę :)

      Usuń
  3. Nie znam się na tym o czym piszesz ale mi osobiście sukienka się podoba :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tym szyciem historycznym to o tyle warto czasem spróbować uszyć od razu coś poprawnie, żeby potem nie tworzyć 16 wersji sukienki w tym samym stylu. Szkoda czasu i pieniędzy. Dlatego na imprezach rekonstrukcyjnych polecają uszyć pierwszy strój "roboczy" - z niedrogich tkanin, w bezpiecznych kolorach, bez ozdób. jak już człowiek przećwiczy, podpatrzy innych, to szyje strój odświętny. Z drugiej strony ja wyznaję zasadę - dopasować strój do imprezy - co innego koszerny strój na koszerna imprezę z zamkiem i smokiem, na której nawet bielizny współczesnej mieć nie wypada, a co innego impreza z tańcami w mieszanym towarzystwie, gdzie i poliestrowa spódniczka obleci.

    Ale przede wszystkim Twoją sukienkę widząc na żywo- wpadłam w pełny zachwyt! Żonkilowy kolor fantastycznie wyróżniał się wśród innych strojów i Twoja sukienka zupełnie zasłużenie przyciągała uwagę. Zachwyciłaś na balu krynoliną, teraz empirka. Niecierpliwie czekam na dalsze kreacje.

    OdpowiedzUsuń