Wróciłam właśnie z polowania. W dodatku z łupem.
A dokładniej z Lidla wróciłam. Nie wiem jak w innych miastach, ale u nas jak mają rzucić coś ciekawego, to dzikie tłumy czekają już przed otwarciem sklepu. A po otwarciu drzwi, wyścigi kto pierwszy. Normalnie polowanie - jak w dżungli ;)
Dzisiaj i ja się na to polowanie wybrałam. Nie ukrywam, że czekanie pod sklepem i tak by mnie nie ominęło, bo Lidla mamy w drodze do szkoły, a że do szkoły odwozimy dziecko na 8-mą to i tak przejeżdżamy tamtędy wcześniej. Tak więc wybraliśmy się wszyscy, ja sobie spokojnie wysiadłam w korku, jaki zawsze o tej porze jest pod Lidlem, a moi panowie pojechali dalej, czyli do szkoły, przedszkola i do pracy.
Oczywiście spory tłumek się zebrał i nerwowa atmosfera również mnie się udzieliła, czy uda mi się kupić to, po co przyszłam. O ile o rzecz, którą chciałam dla siebie byłam spokojna, bo bardzo atrakcyjna nie jest, to bałam się, że nie uda mi się kupić gitary dla dziecka.
Ale udało się. Kupiłam wszystko co zaplanowałam. Gitarą chwalić się nie będę, bo każdy wie jak wygląda i do czego służy, ale pochwale się tym, co od dawna chciałam dla siebie, tylko było za drogie, jak na moje fanaberie.
Kupiłam sobie stojak na nuty. Nie, nie jestem muzykiem. Umiem co prawda grać na kilku instrumentach, ale stojak mi do nich nie jest potrzebny.
To po co go kupiłam?
Na schematy do haftu.
Do tej pory schemat trzymałam na krośnie. Ale dla zakończenia nitki (a w goldenach prawie każdy krzyżyk jest robiony inna nitką, więc nitkę się zmienia co chwilę) trzeba przecież krosno przekręcić o 180 stopni i logiczne jest, że schemat trzeba zdejmować, bo spadnie. I tak co chwilę go zdejmowałam i kładłam, zdejmowałam i kładłam. Czasem musiałam powtarzać te ruchy kilkadziesiąt/kilkaset razy. Nie ukrywam, że jest to dość irytujące i sporo czasu się na to traci.
No to teraz już nie muszę. Książeczka ze schematem wylądowała na stojaku (ołówek do zaznaczania wyszytych fragmentów też się zmieścił) i mogę sobie teraz obracać krosnem ile dusza zapragnie. Schemat mi już nie będzie przeszkadzał. Do tego stojak ma regulowaną wysokość, więc do każdego krosna i wysokości fotela można go ustawić.
Ale długi post mi wyszedł. Ale to dlatego, że radość mnie rozpiera. Tak łatwo mnie uszczęśliwić :)
No to już wiadomo, co dzisiaj będę robić w wolnej chwili. A miałam skończyć sweter, którego tak niewiele mi zostało do zrobienia.
Gratuluję udanego polowania. Nigdy nie widziałam na własne oczy polowania w Lidlu, ale przypuszczam, że niektórzy to po prostu stali bywalcy, którzy z niecierpliwością oczekują otwarcia sklepu po prostu, nie z powodu rzuconego towaru:)
OdpowiedzUsuńDość ciekawe doświadczenie. Przypomina start w wyścigu. Jak pierwszy raz poszłam to byłam w lekkim szoku. Drzwi zamknięte, pod drzwiami tłumek. Drzwi się otwierają, tłum wlewa się do sklepu i biegiem do półek, bo kto pierwszy ten lepszy ;) Przestałam się dziwić, że tylko ja jedna miałam koszyk. Koszyk przeszkadzał. Ludzie bez koszyka dobiegli szybciej ;)
Usuńuroczy obrazek :)
UsuńNa jakich to kilku instrumentach umiesz grać?
OdpowiedzUsuńPianino, flet prosty, dzwonki chromatyczne, instrumenty perkusyjne i troszeczkę na gitarze. Ale z gitarą najcieniej. Ćwiczyłam na gitarze z metalowymi strunami i przestałam ćwiczyć jak pocięłam sobie palce. A niestety wtedy nylonowych strun nie można było łatwo kupić. Mam nadzieję że teraz się nauczę, bo do gitary jest dołączony film z nauką gry. Marzy mi się jeszcze umiejętność gry na skrzypcach, ale to chyba jednak w sferze marzeń pozostanie.
Usuńno na flecie prostym i cymbałkach to chyba nie bardzo od podstawówki...bo to wtedy na muzyce było :) a szopena grasz na pianinie?
UsuńDrogi Anonimie nie bardzo wiem o co chodzi w Twojej wypowiedzi. O podstawówce nic nie pisałam, o cymbałkach też. I nie pisze się "szopen" tylko Chopin.
UsuńA jeżeli masz wielką potrzebę porozmawiania o muzyce to zapraszam na maila, bo muzyka nie jest tematyką tego bloga.
Pisanie, aby wymienić jak najwięcej instrumentów, jest bezsensownym zaciemnianiem rzeczywistości, o to mi chodzi. Każdy w szkole podstawowej uczył się grać na flecie prostym i cymbałkach (lub też, jeśli wolisz bardziej wykwintną nazwę, "dzwonkach chromatycznych"), więc szumne wymienienie wszystkiego, na czym kiedykolwiek próbowało się grac jest nadużyciem. UMIEĆ GRAĆ na instrumencie potrafi albo niezwykle zdolny i cierpliwy samouk albo absolwent szkoły muzycznej, a i tak w obu przypadkach jest to jeden, może dwa instrumenty, gdyż nie jest to tak łatwa rzecz, jak wypisanie sobie całej listy, żeby ładnie i imponująco wyglądało. Każdy w życiu na czymś brzdąkał, ale grać umie niewielu. "Instrumenty perkusyjne", jak to grupowo nazwałaś to, jak zakładam nie zestaw perkusji, lecz raczej marakasy, trójkąt itd...tego więc już komentować nie będę, bo na trójkącie dzieci w przedszkolu grają. Cytat: "troszeczkę na gitarze". Hm, albo się umie grać, albo nie. Nie można być troszeczkę w ciąży :) Poza tym nie wiem, czy po kilku próbach zakończonych pokaleczeniem można już cokolwiek na gitarze umieć. Muzyka owszem nie jest tematem tego bloga, ale napisałam to, gdyż jak widzę właśnie to ubarwianie własnej osoby jest jego głównym tematem. Piszę, co widzę i co mi się wydaje. Wydaje mi się również, że blog jest miejscem (dodam - publicznym), gdzie chyba każdy może wyrazić swoje zdanie, nawet jeśli nie są to tylko i wyłącznie peany na cześć autora. No ale jeśli się mylę, to proszę o (również publiczne) sprostowanie mojego myślenia.
UsuńNo i małe ps.: Na lekcjach języka polskiego jeszcze w 6 klasie pani uczyła, że nazwisko naszego wielkiego artysty jest zupełnie dopuszczalne w zapisie spolszczonym, czyli Szopen. Tak więc co do pisowni jest zupełna dowolność. Dotyczy to z resztą różnych nazwisk, np. Waszyngton. No ale jak rozumiem gra na pianinie i wszelkie odpytywania z umiejętności są tematem wrażliwym. Pozdrawiam i liczę na rozsądną odpowiedź.
No proszę. Nie przypuszczałam, że doczekam się własnego trolla :)
UsuńA więc szanowny Anonimie/Trollu.
1. Nie chodziłyśmy do tej samej klasy i kto inny uczył mnie języka polskiego.
2. Napisałam, że nie jestem muzykiem, co wg mnie jest równoznaczne z tym, że nie posiadam dyplomu szkoły muzycznej.
Ale to, że ktoś nie posiada ukończonej szkoły muzycznej nie oznacza, że nie potrafi grać. Przypuszczam, że Ty owe papiery posiadasz. Gratuluję szczerze, bo wiem jaka to ciężka praca pogodzić jednocześnie dwie szkoły. Przez kilka lat brałam prywatne lekcje gry na pianinie i zajmowało mi to wiele czasu a i tak byłam w łatwiejszej sytuacji, bo lekcje miałam na miejscu i w pasujących mi godzinach. Nie musiałam nigdzie dojeżdżać.
I owszem, można umieć grać trochę. Poziomy znajomości muzyki też są różne. Nawet wśród absolwentów szkoły muzycznej nie każdy porywa się na udział w konkursie Chopinowskim.
Co innego grać i śpiewać we własnym gronie rodzinnym lub wśród przyjaciół a co innego grać na publicznym koncercie. Publicznie nie gram od ukończenia szkoły średniej. Ale nie oznacza to, że z dniem ostatniego występu zapomniałam wszystko i grać już nie potrafię. Gram swoim dzieciom i im się to podoba. A najważniejsze dla mnie jest to, że pamiętając to, czego sama się kiedyś nauczyłam, potrafię teraz pomóc swojemu dziecku w nauce gry.
P.S. Moje dzieci preferują inny repertuar niż muzyka Chopina.
Nazywanie od razu kogoś trollem, bo pisze być może niedostatecznie pochwalne, ale szczere treści nie jest ani fair ani na poziomie moim zdaniem. A jesteś chyba osobą dorosłą (wiek nie zawsze oczywiście idzie w parze z dorosłością...) z pretensjami do miana wręcz damy, jak wnioskuję z wpisów... No a jeszcze co do tego naszego Szopena, to nic nie ma do rzeczy kto gdzie chodził do szkoły. Nie wiem jak jest teraz, ale na pewno za naszych czasów była jeszcze dobra stara szkoła jęz. polskiego, która uczyła dzieci i młodzież również o spolszczeniach i zapożyczeniach. Tak więc proszę mi tu nie tegować :) Ponadto Norwid był również w każdej szkole obowiązkowy. Nigdy nie jest za późno na nadrobienie braków ze szkoły podstawowej :) (http://pl.wikisource.org/wiki/Fortepian_Szopena). Polecam zwłaszcza skan rękopisu na samym dole strony, który to nie powinien żadnych wątpliwości zostawiać. No chyba, że ktoś ma ambicje kłócić się z poetą ;)
UsuńNo i gratuluję niewątpliwych zdolności muzycznych i samozaparcia... :D
Ja te kartki przypinam do kanwy szpilkami, więc nic mi nie spada :)
OdpowiedzUsuńLuźne kartki można przypiąć, ale do dużych prac mam schematy pooprawiane w formie książeczek, więc nie przypnę.
UsuńUdane polowanie:):)
OdpowiedzUsuńFajny pomysł:)
Zazwyczaj nas hafciarki, nie jest trudno uszczęśliwić :-) Twoja radość udziela się i wraz z Tobą cieszę się Twoim nowym sprzętem :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
To teraz będziesz haftowała śpiewająco :D
OdpowiedzUsuńNie wpadłam nigdy na to ,żeby tak wykorzystać stojak na nuty, a gdzieś w piwnicy mi jeszcze jakiś leży ;) Dobrze się składa, że pianino ma półkę na nuty ;D
OdpowiedzUsuńDobrze, że ma, chociaż brakuje tych małych podpórek i czasem mi się nuty zamykają. Do pianina stojak nie jest potrzebny.
UsuńJestem pod dużym wrażeniem Twojej pomysłowości! Oto prawdziwa korespondencja sztuk- połączenie haftu i muzyki :)
OdpowiedzUsuńJa juz od dawna uzywam stojaka do nut, pomysl podsuna mi moj chlop, ktory jest muzykiem :)
OdpowiedzUsuńCzyli dobrze jest mieć chłopa muzyka :)
Usuń