Zdarzają się wam takie dni, kiedy wszystko układa się nie tak jak powinno?
Mnie niestety tak. I to najczęściej wtedy, gdy intensywnie pracuję zawodowo i zostaje mi bardzo mało czasu na życie prywatne.
Odbierając we wtorek Młodszego z przedszkola, przeczytałam wywieszoną na drzwiach kartkę, że w piątek (czyli dzisiaj) chłopcy mają być ubrani w białe koszule (jakaś niespodzianka miała być).
Biała koszula oczywiście była - gdzieś.
Nie mamy jeszcze wszystkich potrzebnych mebli, więc w szafie są tylko ubrania, w których chodzimy na co dzień, a reszta jest w pudłach. No tak, ale w którym jest koszula? Szukałam cały wieczór i nie znalazłam. Ale duża część rzeczy została jeszcze na starym mieszkaniu. Trzeba było tam pojechać. Pojechałam następnego dnia. I znalazłam. Tyle tylko, że po przymierzeniu okazała się za mała.
Późno już było, sklepy zamknięte, więc na zakup nowej koszuli został nam czwartek. Z racji tego, że w tym tygodniu znowu codziennie jeżdżę w delegację, wróciłam późno i zdążyłam tylko do 3 sklepów, które były dłużej otwarte - niestety w żadnym nie było białych koszul.
Zostało tylko jedno wyjście - uszyć ją samemu.
Materiał miałam, bo kupiłam sobie jakiś czas temu białą etaminę na bluzkę i nie miałam czasu jej uszyć.
Problem był tylko jeden. Zanim wróciliśmy do domu, zjedliśmy kolację, zanim położyłam dzieci spać, zrobiła się 21.30. Koszula musiała być gotowa na rano.
Szyłam od 21.30 do 2 nad ranem z dwoma przerwami na herbatę i mycie, bo ciepłą wodę mamy tylko do północy.
Ale uszyłam. A co wyszło?
Dręczyło mnie tylko jedno pytanie - czy koszula będzie dobra? Szyłam ją bez przymiarek, bo właściciel smacznie w tym czasie spał.
Odpowiedź poznałam dopiero rano.
Nie pytajcie czy byłam przytomna dzisiaj w pracy. Poszłam spać po 2-ej a musiałam wstać przed 6-tą.
Mam nadzieję, że takie nocne szycie nie powtórzy się już w najbliższym czasie.
No i znowu została mi resztka, bo materiał kupowałam z myślą o bluzce dla siebie. Znów mnie czeka kombinowanie co z niej uszyć ;)
Znam opisane przez Ciebie zjawisko doskonale, z tą różnicą, że ja niestety nie potrafiłabym uszyć. Podziwiam Cię ogromnie.
OdpowiedzUsuńTo chyba częste zjawisko jak ma się za dużo rzeczy na głowie.
UsuńWow, szacuneczek! Nigdy bym się nie porwała na takie wyzwanie.
OdpowiedzUsuńGdybyś musiała to byś się porwała :)
UsuńNono, podziwiam. Wow! A właściciel koszuli to kopia taty, ;)
OdpowiedzUsuńRównież gratuluje takiego wyczynu, mama na 102 z Ciebie!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńDorfi - szacun!!!!! morał z tej historii jest taki, że zawsze warto mieć w szafie kawałek białego materiału z którego nie ma się czasu uszyć czegoś dla siebie :D
OdpowiedzUsuńa koszula wyszła koncertowo!