http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,127763,15353788.html
Z artykułu dowiedziałam się, że jestem ubogą, stojącą nad grobem staruszką, z dużym prawdopodobieństwem posiadania jaskry, niepiśmienną, mieszkającą gdzieś w kraju trzeciego świata.
I kilka cytatów, dla tych, którym się całości nie chce czytać;
" Bo hafciarstwo nie nobilituje, jest postrzegane jako zajęcie małe,
nieważne. Młode dziewczyny już tego nie robią, prawie nigdzie w Polsce
nie można się haftu nauczyć i nigdzie na świecie nie spotkałam osoby,
która robi to w publicznych miejscach"
" Dziś najwięcej haftów powstaje w najbiedniejszych regionach świata, bo
to uniwersalny język, nie trzeba umieć pisać ani czytać, żeby go
zrozumieć."
Jak można drukować takie bzdury??????
Chyba, że owa pani promuje swoje prace poprzez dyskryminację innych hafciarek? W końcu jak się jest dyrektorem marketingu ..........
Masz rację ŻENADA, ale za to jaka promocja swojego sklepu i "cud" haftów (ceny bajońskie, ale znając ludzi to nie jeden się natnie)
OdpowiedzUsuńNie martw się. Najwyraźniej Wielka Brytania tez jest z 3-go świata ze swoją królewską szkołą haftu ;-)
OdpowiedzUsuńżal
OdpowiedzUsuńNie haftuję, może kiedyś zacznę ;) Wydaje mi się, że to zdanie podobne do tego, które krąży o dziewiarkach - że na drutach robią tylko 80-letnie babcie, siedzące przy piecu, że to przeżytek itd... Może ktoś próbuje podnieść sobie ego?
OdpowiedzUsuńStereotyp :) I to pewnie zastosowany po to, by podkreślić wyjątkowość tej hafciarki. Ludzie lubią czytać takie teksty, to mają...
OdpowiedzUsuńRzeczywiście żenujące :/ Ja odniosłam raczej wrażenie, że haft staje się coraz bardziej popularny. A zdanie, że "nikt tego nie robi w publicznych miejscach" w ustach autorki brzmi tak, jakby to zajęcie było uważane za wstydliwe. A może na dworze po prostu się źle haftuje,,?
OdpowiedzUsuńWg mnie artykuł to promocja sklepu (sama zajrzałam z ciekawości), a argument, że haftowanie jest ginącą dziedziną ma usprawiedliwić wysokie ceny (obejrzałam sobie w sklepiku). I tu walczą we mnie dwa "potwory": jeden potwór cieszy się, że takie wysokie (wszak także uważam się za hafciarkę), drugi potwór patrząc na kwotę stuka się znacząco w czoło. Ale sama bohaterka wyznała wszak, że ma to być rękodzieło na paryski rynek. Tak czy inaczej (cokolwiek byśmy nie uważały) - cel promocyjny został osiągnięty. Jednej rzeczy jestem tylko ciekawa: ile dostaną te zwerbowane hafciarki za swoją pracę? A może mają pracować dla prezesa fundacji... to jest... chciałam napisać... dla idei propagowania hafciarstwa?
OdpowiedzUsuńNie czytałam artykułu, ale po tych cytatach, które wypisałaś można to jedynie skwitować tak : hahahaaha
OdpowiedzUsuńKtoś nie wie o czym pisze w ogóle. A skoro młode dziewczyny nie haftują to chyba jestem stara ;)
Sorry ale te "hafty" za kilkaset złotych są na poziomie pierwszych zajęć zpt z podstawówki. Wystarczy poszperać w internecie żeby znaleźć haftowane cuda robione przez osoby w różnym wieku. Żenada nie marketing.
OdpowiedzUsuńhmmmm... skomentuję to tak... na dzień dzisiejszy zbliżam się już do 40 ale... mając 18 lat, w czasach kiedy nie było mody na rękodzieło i jeszcze duch PRLu pokutował nad pracami ręcznymi po zdanych egzaminach na studia (na kierunek niemal męski) siedziałam na podłodze i haftowałam już wyluzowana czekałam na przyszłego M, który jeszcze coś tam zdawał. Zostałam zauważona przez niemal każdego wykładowcę, który przechodził obok. I pozytywnie skomentowana. Studenci nie komentowali. Haftowałam również w pociągu, którym wracaliśmy z Krakowa do domu, znajomi i jeden nowy znajomy z Wrocławia. I po kilku miesiącach kiedy rok akademicki był w toku tenże kolega powiedział mi że wtedy w pociągu kiedy wyciągnęłam haftowanie jego to urzekło. do tego stopnia, iż gdyby wiedział. że może to nie ograniczyłby się do miłych rozmów w pociągu. A co do haftowania na powietrzu... może nie jest to częstym zjawiskiem, ale zdarzyło mi się spotykać takie osoby i to niekoniecznie w krajach gdzie bieda dominuje wśród mieszkańców. Bo chyba Niemcy do biednego kraju zaliczyć nie można a tam spotkałam nawet panią na podmonachijskim dworcu pracującą nad wielkim obrusem w technice hardanger.
OdpowiedzUsuńTak więc kobietki nie stresujcie się i róbcie swoje a robicie to pięknie. Haftujcie, dziergajcie i szyjcie a inni, którzy nie potrafią lub nie chcą się nauczyć niechaj nam zazdroszczą i płacą niebotyczne kwoty za naszą pracę.
Brak słów... a prace, no cóż widziałam już wiele pięknych haftów ale widzę że nadal nie znam się na "sztuce" ;)
OdpowiedzUsuńMnie ten artykuł tak bardzo nie zbulwersował. Autorka prac wcale tak nie pisze o hafciarkach. W odbiorze społecznym, każdy kto nie spotkał się z hafciarką, mówi takie lub podobne słowa jak przytoczyła autorka. Ten kto ma, miał hafciarkę w domu szanuje jej hobby.
OdpowiedzUsuńSama miałam śmieszną sytuację. Znajomi uważali, że moje hobby to takie rękodzieło w stylu makatek nad piec. Dopiero gdy zobaczyli moje goldeny / tylko dwa/ na ścianie, zmienili zdanie o hafcie. Bo haft może być partaniną ale może być też małym dziełem sztuki. My, kobiety od wieków wyrażamy siebie przez haft i inne robótki.
Poza tym pomagamy sobie ratując się od zwariowania w tym zwariowanym świecie!
Gdyby ktoś napisał w ten sposób o dziewiarstwie (mojej pasji) zagotowałabym się równie mocno. Cieszą mnie za to komentarze, które znalazły się tuż pod artykułem - czytałaś? Sami zbulwersowani czytelnicy...
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie idea tego artykułu, jeśli ma nią być reklama - to chyba niezbyt skuteczna (patrząc na ceny prac rzeczonej pani M.), jeśli jednak służyć ma zwerbowaniu hafciarek poprzez prowokację, niewykluczone, że ten cel pani M. osiągnie.
Zresztą, pani ta chyba nie korzysta z dobroci technologicznych, bo wystarczy korzystając z internetu poszukać blogów o hafcie, których jest przecież mnóstwo!
Ściskam, pozdrawiam i na duchu podnoszę :)
Hmm.. pisze, że nie mogła znaleźć chętnych. Może akurat na TE hafty (są dość charakterystyczne) nie było chętnych. Chodź sądząc po wielu głosach oburzenia wnioskuję, że chyba za głęboko nie szukała.
OdpowiedzUsuń