niedziela, 19 października 2014

268. Goldenek - prawie koniec.

Posiedziałam ostatnio przy krośnie i efekt widać. Już niewiele mi zostało do końca - tylko wąski pasek na samym dole. Szkoda, że zamiast haftować muszę pracować ;)


wtorek, 7 października 2014

267. Festiwal koronki klockowej - Bobowa 2014

Od wielu lat wybierałam się na ten festiwal i zawsze coś mi wypadało i nie mogłam pojechać. W tym roku wreszcie się udało. Wsiadłyśmy z koleżanką do samochodu zostawiając domy pod opieką panów i nastawiając się jedynie na koronki i nic więcej. Na szczęście pogoda dopisała i nie padało :)
Wyjechałyśmy wcześnie rano, żeby mieć więcej czasu na oglądanie, podziwianie i to co kobiety lubią najbardziej, czyli zakupy (oczywiście koronkowe).
Sala nieco nas zaskoczyła. Nie wielkością a swoją małością. Cały festiwal był w jednym pomieszczeniu. I nie była to hala targowa, niestety. Stoiska były nieco stłoczone, ale "dzikich tłumów" nie było, więc dałyśmy radę obejrzeć zaprezentowane prace. Oglądanie zaczęłyśmy od koronek, które zostały laureatkami konkursu. Nie wiem, czy wystawione były tylko laureatki czy wszystkie prace zgłoszone do konkursu. Brakowało mi tej informacji. Ale i tak było co podziwiać:












Pozytywnie zaskoczyło mnie pokazanie koronek nie tylko jako bielizny stołowej ale jako dodatek do odzieży, jako biżuteria, wachlarz czy szopka.

Prace były wykonane starannie i widać było tę subtelność i delikatne piękno.

No to teraz trochę o stoiskach. Osobiście najbardziej podobało mi się stoisko Rosjanek.

Prace były niesamowite i wprawiały w zachwyt. Nie ukrywam, że spędziłam tam najwięcej czasu miło rozmawiając z Rosjankami. Chociaż rozmawiałyśmy w innych językach udało nam się dogadać (nie ma to jak ręce - zawsze pomogą) chociaż nieco mnie zasmucił fakt jak dużo zapomniałam nie używając języka rosyjskiego od wielu lat. Rosjanki były bardzo otwarte i chętnie pokazywały niuanse splotów użytych w wykonanych przez siebie koronkach.

Zachwyciły mnie również prace Słowaczek.

Ale zdziwiłam się, gdy podczas rozmowy jedna z pań wyciągnęła "spod lady" cudną serwetę, żeby pokazać jak wygląda w rzeczywistości wzór, który u niej kupowałam. Okazało się, że prac miała więcej, bo stoisko miało być większe. A tu organizatorzy zrobili niemiłą niespodziankę i na powieszenie wszystkich prac miejsca zabrakło. Szkoda, bo prace miała piękne i było co podziwiać.
Piękne koronki prezentowała również Belgia:



Polskę reprezentowało stoisko z Bobowej i p.Jadwiga Węgorek z Krakowa. Niestety nie zrobiłam zdjęć, tak jak i innym zagranicznym stoiskom - za bardzo się nakręciłam oglądaniem i rozmowami a także wybieraniem wzorów i liczeniem pieniędzy czy mi wystarczy na zakup wszystkiego co mi się spodobało ;)

Po obejrzeniu koronek i wydaniu prawie wszystkich pieniędzy na nici i wzory poszłyśmy na obiad. Na szczęście przy sąsiednim stoliku usiadło bardzo mile małżeństwo, które też przyjechało na festiwal i dowiedziałyśmy się, że jest jeszcze jedna wystawa koronek w starym kościele. Po obiedzie zamiast wracać do domu, poszłyśmy więc na poszukiwanie owego kościoła. Na szczęście nie był daleko.

Kościół mnie zachwycił.


Uwielbiam stare kościoły. Są bardzo klimatyczne i czuć w nich dusze dawnych czasów.
Oczywiście koronki prezentowane w kościele też musiałam sfotografować :)



Oprócz prac klasycznych były również nowoczesne formy i zabawa z łączeniem różnych materiałów. Chociaż nie gustuję w tego typu pracach, to kogut mnie zachwycił kunsztem wykonania.

Nie pogardziłabym również taką ozdobą:
Do sukien balowych akurat :)
Do kompletu było również lusterko:

Z wyjazdu jestem bardzo zadowolona i mam nadzieję, że pojadę tam jeszcze w kolejnych latach.

A skoro była beczka miodu to teraz kolej na łyżkę dziegciu.
Koronka klockowa nie jest popularna w Polsce. Ciężko kupić przybory (moje pochodzą z Czech), nici i wzory. Jadąc tam, nastawiona byłam na kupno wzorów. Myślałam, że jeśli będziemy je kupować (a tanie nie były, oj nie) to osoby je projektujące będą zmotywowane do dalszej pracy.
Prawie na każdym stoisku coś kupiłam. Nie ominęłam oczywiście Polek. I niestety polskie wzory były najgorszej jakości - krzywe, niedbale zaprojektowane, właściwie nie nadają się do wykorzystania. Każdy wzór trzeba rysować samemu od nowa. Czemu cudzoziemki swoje wzory mogły zrobić bardzo dobrej jakości a Polki nie? Wzory Rosjanek były rysowane ręcznie - syzyfowa praca. A wszystko równiutkie co do milimetra.
Bardzo to smutne, ale od Polek już na pewno nic nie kupię, bo poczułam się oszukana. Wyrzuciłam pieniądze w błoto. Kupując na szybko nie da rady sprawdzić wszystkiego dokładnie - ogląda się pobieżnie (głównie zdjęcie gotowej pracy) przyglądając się szczegółom dopiero w domu.
Po festiwalu dowiedziałam się, że w poprzednich latach wyglądał zupełnie inaczej a z roku na rok jest coraz gorzej i coraz mniej wystawców przyjeżdża. Widząc, że w tym roku miejsca było tak mało, że panie trzymały swoje prace w torbach na podłodze zamiast powieszone na ścianie, zrobiło mi się wstyd za organizatorów. Taka impreza, do tego międzynarodowa powinna promować ten rodzaj rękodzieła. Miałam jednak wrażenie, że akurat na tym organizatorom zależy najmniej. Obawiam się, że w przyszłym roku znowu będzie mniej wystawców. A do czego to doprowadzi w kolejnych latach?
Ech, zobaczymy. Na szczęście zakupionych wzorów do kolejnego festiwalu mi wystarczy. To przecież taka żmudna robota ;)






środa, 1 października 2014

266. Nowy projekt

Na FB spontanicznie powstał pomysł, by zorganizować SAL HAED. A że od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem wyhaftowania jakiegoś HAEDa to był to dla mnie wyśmienity pretekst, żeby wreszcie plany wprowadzić w życie. SAL rusza dzisiaj i będzie trwał tak długo jak będzie trzeba.
A za co się zabieram? Za planowany od dawna ekran kominkowy, do którego wybrałam ten wzór:

Będę potrzebowała dopingu, bo projekt jest bardzo duży i wybrałam na niego kanwę 18'.

Czas start!