sobota, 17 grudnia 2016

325. Wycieczka do raju dla amatorów nitek, szmatek i staroci.

Słyszeliście na pewno powiedzenie "raj na ziemi". Dla każdego oznacza to co innego. Dla mnie, zafascynowanej nitkami, tkaninami i starociami takim rajem jest miejsce, gdzie tego typu rzeczy jest dużo. A jak jeszcze będą zgromadzone wszystkie w jednym miejscu, to już nie można chcieć więcej (no chyba, że przebywać tam częściej). Dlatego bardzo entuzjastycznie podeszłam do zorganizowanej przez Muzeum Narodowe w Krakowie wyprawy do pracowni konserwacji tkanin. Nie mogłam się doczekać, a czekać musiałam bardzo długo, bo pierwotny termin - listopadowy - został odwołany i wszyscy zaproszeni zostali na grudzień - cały miesiąc później. Ale się doczekałam :)
Wraz z grupą pasjonatów poszliśmy do pracowni. O pracowni, samej pracy i eksponatach opowiadała nam kierowniczka działu a my słuchając miałyśmy okazję oglądać panie konserwatorki pracujące nad przywróceniem świetności wspaniałemu dywanowi. A nie był to byle jaki dywan, tylko dywan zdobyty przez polskie wojska pod Wiedniem. Dostał się do Polski wraz z innymi łupami wojennymi. Pokaźnych rozmiarów (10 na 4 metry) został w przeszłości pocięty na 8 kawałków i teraz trwają prace nad złączeniem go w całość (niestety nadal brakuje fragmentów dywanu) i zabezpieczeniem tego co z niego zostało.
Kolejnym cudem, nad którym pracowano był XVIII-wieczny haftowany obraz. Haft płaski. Majstersztyk. Cieniowanie doskonałe. Nici grubości włosa albo i cieńsze. Do tego złote nici, również różnych grubości, co dawało niesamowity, trójwymiarowy efekt. Byłam zachwycona zarówno samym dziełem jak i rękami, które to stworzyły. Uzupełnienie brakujących fragmentów haftu również wymagało nie lada umiejętności.
Kolejnym przedmiotem, nad którym trwały prace była przepiękna koronka z metalizowanych nici. I tu konsternacja. Nie mam pojęcia jaką techniką została wykonana. Wyglądała jak konstrukcja z drutu, na której potem tworzono wzór poprzez owijanie metalizowanych nici.
Pokazano nam również sztandar pogrzebowy malowany na tkaninie. Był już wyczyszczony, ale jeszcze w kawałkach. Pełne odrestaurowanie zajmie zapewne bardzo dużo czasu.
Mieliśmy również okazję obejrzeć miejsce, w którym tkaniny są czyszczone. Ogromne, specjalnie do tego celu stworzone wanny. Pierze się w nich na płasko na specjalnych siatkach. Coś niesamowitego.

Zapytałam o pozwolenie na zrobienie zdjęć i ją dostałam, ale zapomniałam zapytać o zgodę na ich publikację w sieci. Jakoś mi to nie przyszło do głowy, a teraz zaczęłam się zastanawiam czy powinnam je bez takiej zgody publikować i stwierdziłam, że skoro się waham, to chyba jednak nie powinnam tego robić.
Ale gdybyście mieli kiedyś okazję być w takiej pracowni to szczerze zachęcam. Mam nadzieję, że mnie też jeszcze kiedyś uda się powtórzyć wizytę w moim raju na ziemi :)

I wiecie co? Chciałabym mieć taką pracę. To niesamowite uczucie mieć w ręku kawałek historii i doprowadzać go do stanu dawnej świetności, szczególnie gdy kocha się takie prace ręczne.

P.S.
Mojego haftu sporo przybyło i mam nadzieję, że wreszcie się zmobilizuję i zrobię zdjęcia zaległych prac, bo nazbierało się ich już sporo. Niektóre są już intensywnie użytkowane a nadal nie zostały sfotografowane.