czwartek, 18 października 2012

163. Kamizelka

Bardzo dziękuję za miłe komentarze dotyczące haftu. W pasku bocznym po lewej stronie jest link do filmu, z którego  uczyłam się parkowania. Film jak dla mnie jest rewelacyjnie zrobiony i mam nadzieję, że jeszcze wiele osób z niego skorzysta.

Wpisy na blogu pojawiają się coraz rzadziej i bardzo nad tym ubolewam. Niestety przy pracy w 3 miejscach jednocześnie tak już jest, że na prace domowe czasu nie wystarcza. Czas na robótki jest tylko w nocy. A że człowiek z wiekiem robi się coraz starszy to i nie ma już siły na zarywanie nocek (kiedyś to się mogło i po kilka pod rząd zarywać).
W jedną z takich zarwanych nocek powstała kamizelka do szkoły. Niestety nie jest idealna. Powód - właśnie szycie w nocy. Pudło z kawałkami materiałów trzymam na szafie w pokoju, w którym śpią chłopcy. No i w środku nocy przypomniało mi się, że przecież wsadziłam do niego flizelinę. A że tłuczenie się po nocy i budzenie wszystkich przy okazji ściągania pudła z szafy było ostatnią rzeczą jaką chciałam zrobić, to kamizelka nie jest podklejona flizeliną. Mnie to razi, ale Starszemu na szczęście nie przeszkadza. Jak na formę robioną samodzielnie i szycie bez przymiarek i tak nie jest źle (a kamizelka była oczywiście potrzebna do szkoły na rano).


Nie wiem czy mi się będzie chciało odpruwać podszewkę i tę flizelinę przyklejać. Obawiam się, że moje lenistwo w tym przypadku zwycięży. W końcu do szkoły nie chodzi się w białej koszuli i kamizelce zbyt często a dzieci przecież szybko rosną i niedługo trzeba będzie uszyć następną. A do tego czasu spodziewam się własnej pracowni i już nie będę musiała przydasiów krawieckich upychać gdzie się da, tylko będą wszystkie w jednym miejscu. Wtedy to i szycie nocne nie będzie kłopotliwe :)

P.S.
W czasie ciszy na blogu uszyłam również bluzkę dla siebie - wykrój z Burdy. I znowu wyszedł namiot. Jestem w trakcie zmniejszania. Jak odzyskam do niej serce i wszystko pozmniejszam to się pochwalę.

2 komentarze:

  1. No już zaczynałam myśleć, że o nas zapomniałaś hihiihi. Ale wybaczam tę ciszę :))) Film o parkowaniu nitek obejrzę z chęcią, jak tylko mąż dopuści mnie na dłużej do komputera :)
    W sprawie posiadania potrzebnych rzeczy w miejscach zupełnie niedostępnych też coś wiem, bo moje skarby leżą zawsze tam, gdzie akurat przeszkadzają Szanownemu Małżonkowi w życiowej egzystencji. Dlatego też "zazdraszczam" tych planów w sprawie posiadania własnej pracowni, nie podlegającej dozorowi mężowskich wszystkowidzących oczu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Permanentny brak czasu... znam to. Nawet jak zarwie się nockę, dwie, trzy, to potem organizm i tak o swoje się upomni i odreaguje. Pracownia? Mmmm... marzenie - moje przydasie są poupychane gdzie się da.

    OdpowiedzUsuń