Nie przypuszczałam, że wiele lat po własnym ślubie będę kiedyś jeszcze nosić na głowie welon. Ale, że życie może zadziwić przekonałam się już wiele razy.
Na wielu portretach i rycinach z epoki empire kobiety mają welony. I nie są to portrety ślubne. Po prostu wtedy się je nosiło. Pomyślałam, że też taki welon zrobię. Wyciągnęłam z zapasów kawałek tiulu i nici i zaczęłam działać.
Najwięcej kłopotu sprawiło mi przeniesienie wzoru na tiul. Próbowałam zmywalnym mazakiem, kalką i nie dało rady. Jedynym wyjściem było rozrysowanie całości na kalce technicznej, przyszycie tiulu do kalki i haftowanie po wzorze bez dotykania kalki. Jako, że tiulu z kalką nie dało się naciągnąć na tamborek, cały welon musiał być rozłożony płasko na stole. I tu dziękowałam opatrzności, że nie zachciało mi się welonu długiego. Nie mam na tyle dużego stołu, że pomieścił długi welon w całości. Przez kilka dni rodzina była pozbawiona stołu, ale warto było. Welon mi się podoba. Tylko czy jeszcze trafi mi się okazja, żeby go założyć?